Polka prowadzi szkołę językową w Niemczech
- Pochodzi z Bochni
- Od 2016 roku mieszka w Niemczech
- Prowadzi szkołę językową dla Polaków
- W eFaktura wystawiła ponad 200 faktur
Jako piątkowa studentka czwartego roku germanistyki wyjechała na wymianę studencką do Niemiec.
“Co z tego, że miałam stypendium naukowe, kiedy nie umiałam swobodnie rozmawiać z ludźmi w akademiku? Prawdziwego, żywego języka nie ma w podręcznikach!”
Na własnej skórze zrozumiała, że w nauce języka praktyka i komunikacja są ważniejsze, niż akademicka poprawność i długie godziny nad książkami. Tego też uczy w swojej szkole językowej dla Polaków mieszkających w Niemczech.
– Jesteś tym typem przedsiębiorczyni, która zawsze wiedziała, że kiedyś “pójdzie na swoje”?
Nie, wręcz odwrotnie! Po otwarciu firmy długo nie miałam poczucia, że jestem tą “girlboss”, nawet kiedy już zatrudniałam ludzi i byłam “szefową”. Choć dla mnie prowadzenie firmy to przede wszystkim współpraca i dobre relacje, a nie bycie panią prezes. Własna firma to również ogromna odpowiedzialność – za własną markę, ale też za ludzi, z którymi współpracuję i za tych, dla których wspólnie działamy.
– To jak to się stało, że Agnieszka Madej ma firmę i to w dodatku w Niemczech?
Studiowałam germanistykę z przekonaniem, że kiedyś będę uczyć. Jednak jeszcze zanim obroniłam pracę magisterską miałam okazję skonfrontować swoje oczekiwania z rzeczywistością.
Kiedy wyjechałam na Erasmusa okazało się że ja, dziewczyna ze stypendium naukowym, mam problem w swobodnym rozmawianiu z poznanymi tam ludźmi. To było dla mnie duże rozczarowanie, a jednocześnie dało mi to dużo do myślenia – zweryfikowałam metody uczenia się języka obcego i teraz moi uczniowie mają szansę uniknąć tych błędów, które ja popełniłam.
Po powrocie z Erasmusa miałam praktyki nauczycielskie w szkole.
Nie jest tajemnicą, że młodzież w Polsce nie pała entuzjazmem do nauki języka niemieckiego, o czym boleśnie przekonałam się podczas praktyk. Wtedy postanowiłam, że absolutnie nigdy nie będę uczyć kogoś, kto nie widzi w tym sensu – to się nie może udać, a dla nauczyciela taka praca jest prawdziwą udręką.
Skutecznie wyleczyłam się z marzenia o uczeniu i po studiach wybrałam inną drogę – zatrudniłam się w korporacji.
Przez trzy lata pracowałam w niemieckich liniach lotniczych i tak naprawdę dopiero tam miałam okazję poczuć się pewnie z językiem, bo do mojej wykutej na studiach wiedzy merytorycznej w końcu doszedł aspekt praktyczny.
Po drodze zakochałam się i pojechałam za miłością do Niemiec, kontynuując pracę w tej samej firmie.
– W tym miejscu dodam, że Twoim mężem jest Krystian, z którym też miałam okazję rozmawiać (link do rozmowy TU). Tworzycie razem polonijną “power couple” w Niemczech. Bardzo Wam kibicujemy, jak każdemu polskiemu przedsiębiorcy zagranicą.
Ale wracając do meritum, jak to się stało, że po gorzkim doświadczeniu z praktykami w szkole ostatecznie jednak uczysz?
Mieszkając już w Niemczech, coraz więcej osób prosiło mnie o pomoc w nauce języka. Na początku były to zajęcia indywidualne, a potem zaczęły się formować całe grupy uczniów chętnych do nauki. Przez kilka lat moje życie wyglądało tak, że biegłam do pracy na etacie, a potem do wieczora prowadziłam lekcje, z czasem również w weekendy, bo od poniedziałku do piątku brakowało mi już czasu. Wtedy właśnie udało mi się odzyskać radość uczenia. Okazuje się, że ja lubię uczyć, jeśli po drugie stronie stoi ktoś, kto chce!
W końcu podjęłam decyzję. Z duszą na ramieniu zrezygnowałam z etatu i otworzyłam stacjonarną szkołę językową w styczniu 2020, czyli na dwa miesiące przed wybuchem pandemii.
Wcześniej nie zamierzałam prowadzić zajęć zdalnych, miałam wynajętą specjalną przestrzeń na zajęcia.
Kiedy w marcu musiałam zamknąć szkołę, trzeba było podjąć decyzję co dalej. Bez żadnej przerwy w kursach przeorganizowałam je na naukę zdalną. Ku mojemu zaskoczeniu szybko okazało się, że w moim przypadku online dało więcej możliwości, niż ograniczeń. Mogłam uczyć ludzi nie tylko z okolic Offenbachu czy Frankfurtu nad Menem, ale z całych Niemiec, a nawet z Polski. Dotyczyło to też budowania zespołu lektorów – rekrutację mogłam prowadzić szeroko, więc miałam więcej szans na znalezienie osoby pasującej kompetencjami i osobowością do mojej wizji szkoły.
– Praca i możliwość zdalnej nauki to jedna z niewielu korzyści z pandemii. W końcu zrozumieliśmy, że biurko, czy szkolna ławka nie są najważniejsze.
Właśnie! Chodzi o nasze nastawienie i motywację. Ale przyznaję szczerze, że zanim dostrzegłam te plusy byłam załamana, że odeszłam z pracy i otworzyłam firmę w takim momencie. Teraz się z tego cieszę, to był skok na głęboką wodę!
– Co motywuje Polaków w Niemczech do nauki języka?
Ludzie chcą się uczyć z różnych powodów. Czasami przychodzi do mnie dziewczyna, która przyjechała tu zaledwie dwa tygodnie temu i metodycznie realizuje plan – miejsce do mieszkania, praca, język. Inni żyją w Niemczech od lat i nie mają szansy zrobić zawodowo kroku na przód bez niemieckiego – to często jest ich motywacją.
Znam kobietę, która pracowała tu 8 lat jako sprzątaczka, a miała wykształcenie w zawodzie medycznym! Brak znajomości języka za granicą to przede wszystkim brak samodzielności.
Nie znając języka nierzadko jesteśmy wykluczeni z wielu aspektów życia zawodowego (pracodawca nie wyśle nas na szkolenie, z którego nic nie zrozumiemy) czy kulturalnego (co to za przyjemność iść do kina na film, z którego nie rozumie się ani słowa). A tym, co jest szczególnie smutne, jest fakt, że sami często czujemy się jak obywatele drugiej kategorii, kiedy nie umiemy się porozumieć w najprostszych kwestiach.
– A język angielski?
Niemcy, szczególnie w urzędach, czy szpitalach, niechętnie mówią po angielsku. Mam uczniów pracujących w amerykańskiej korporacji, więc teoretycznie angielski powinien im wystarczyć. Jednak oni i tak uczą się niemieckiego, po to, żeby móc samodzielnie załatwiać tutaj swoje sprawy.
Oczywiście możesz zapłacić za wsparcie kogoś, kto będzie Ci towarzyszył u lekarza, czy w urzędzie, ale niestety w sytuacjach nagłych jesteś zdany sam na siebie. Poza tym za takie wsparcie trzeba zapłacić, często całkiem sporo. W dodatku jakąś zupełnie obcą osobę musisz wprowadzić w dość intymne tematy, jak zdrowie, czy finanse.
Podsumowując, język to samodzielność i to jest najlepsza motywacja. Poza tym Polacy chcą uczyć się języka, żeby mieć po prostu lepszą pracę. Zdarza się też, że na kurs kieruje ich pracodawca.
– Każdy może nauczyć się mówić po niemiecku?
Zdecydowanie tak. Uważam, że poziom średnio zaawansowany jest dostępny dla każdego, kto znajdzie dostosowany do siebie sposób na naukę.
To, co mnie osobiście zasmuca, to historie osób zniechęconych do nauki. Trafiają do mnie ludzie, którzy włożyli mnóstwo czasu i energii (a nierzadko również pieniędzy) w naukę języka, ale niestety nie widzą efektów. Myślą o sobie, że to z nimi jest coś nie tak, i że nie będą w stanie nigdy nauczyć się niemieckiego. Jestem przekonana, że ich problem tkwi w nieskutecznych metodach nauki – to je trzeba dostosować do ucznia, nie ucznia do metod. Zresztą mam u siebie w szkole takich kursantów i ich postępy dają mi wielką radość.
– Na swoich mediach społecznościowych dzielisz się treściami związanymi z macierzyństwem. Jak łączysz rolę świeżo upieczonej mamy z prowadzeniem firmy?
Przyznaję, że obawiałam się tego czasu odchodząc z etatu. Tym bardziej, że jak wiele przedsiębiorców, na początku prowadzenie firmy wszystko robiłam sama. Oprócz obowiązków związanych stricte ze szkołą, tworzyłam grafiki, pisałam treści do mediów społecznościowych, ustawiałam reklamy. Wtedy prowadzenie firmy i bycie mamą byłoby bardzo, bardzo trudne.
Kiedy zaszłam w ciąże na szczęście nie byłam już na tym etapie. W moim zespole jest wirtualna asystentka, osoby od social media, a przede wszystkim, zatrudniłam lektorki, które realizują mój program nauki. Dzięki temu odkąd zostałam mamą, firma ma szansę działać dalej, ale wymaga to mojej obecności, trzymania ręki na pulsie.
– Biznes nie kręci się sam?
Nie, przynajmniej nie mój. Mam ten komfort, że mogę pracować teraz mniej, co nie znaczy nie pracować.
Należy pamiętać, że prowadzenie własnej firmy, to nieustanne podejmowanie decyzji – tych mało istotnych i tych bardzo ważnych, tych łatwych, a czasami tych bardzo trudnych. Dopóki nie zatrudniasz managera nikt nie zrobi tego za Ciebie. Czasami śmieję się, że nie mogę się zdecydować na to, co zjeść na śniadanie, bo to przecież kolejna decyzja, którą muszę podjąć i nieraz brakuje mi już na to siły.
Kiedy tylko dowiedziałam się, że zostanę mamą zaczęłam działać tak, żeby jak najwięcej tematów móc delegować. Wprowadziłam też kilka zmian w organizacji kursów. Nagrałam część materiałów w formie video i zrezygnowałam z prowadzenia zajęć indywidualnych.
Szukałam w różnych miejscach usprawnień w zarządzaniu firmą, również w obszarach związanych z administracją. Wtedy też założyłam konto w eFaktura, żeby móc wystawiać faktury od ręki i w każdej chwili.
Jak powinna wyglądać prawidłowa faktura w Niemczech przeczytasz TU.
– Czy w Niemczech istnieje pomoc systemowa dla mam prowadzących własny biznes?
Teoretycznie tak, ale niestety nie liczyłabym w tej kwestii wyłącznie na państwo. Jeśli założymy, że macierzyństwo zaczyna się od momentu, kiedy widzimy dwie kreski na teście ciążowym, to do momentu urodzenia dziecka nie ma żadnego wsparcia.
Wszystko jest ok, jeśli ciąża przebiega według planu. Gorzej, jeśli masz jakieś komplikacje. Wtedy obowiązuje prosta zasada “nie pracujesz – nie zarabiasz”.
Dobre jest to, że jedynym obowiązkowym kosztem dla przedsiębiorców w Niemczech jest składka zdrowotna, więc teoretycznie można jakoś ten czas przeczekać i liczyć, że utrzyma Cię mąż. Jeżeli zatrudniasz ludzi, za których czujesz się odpowiedzialna, to niestety, nawet na porodówce odbierasz telefon i odpisujesz na maile. I to jest ta przykra prawda o prowadzeniu firmy przez kobiety.
Kiedy dziecko się urodzi możesz złożyć wniosek o zasiłek wychowawczy Elterngeld. Możesz pobierać go przez rok lub dwa lata, otrzymując 50% przyznanej kwoty. Ważne jest, żeby wniosek złożyć maksymalnie do trzech miesięcy od daty urodzenia dziecka (powodem jest to, że zasiłek ten może zostać wypłacony tylko 3 miesiące wstecz, więc jeśli wniosek złoży się później, to za ten okres zwłoki nic się nie otrzyma).
Niestety skomplikowany jest sposób wyliczenia wysokości tego zasiłku. Brane są pod uwagę zarobki z roku kalendarzowego przed urodzeniem dziecka oraz wyliczane jest o ile spadły obroty firmy odkąd urodziłaś dziecko.
W praktyce oznacza to, że samemu trudno przewidzieć wysokość tego świadczenia, tym samym nie sposób zabezpieczyć nim pokrycia kosztów życia, nie wspominając już o kosztach firmowych.
Tym bardziej, że zasiłek to minimum 300 a maksimum 1800 Euro, co nie jest jakąś zawrotną kwotą.
Dodatkowo możesz liczyć na zasiłek rodzinny tzw. Kindergeld(219 Euro miesięcznie na pierwsze dziecko). Na jakie wsparcie od rządu mogą liczyć kobiety prowadzące firmę w Holandii przeczytasz TU.
– Po jakim czasie dostałaś odpowiedź na swój wniosek o Elterngeld?
W moim przypadku to było ok. 6 tygodni od momentu złożenia wniosku, z tym że ja ten temat intensywnie monitorowałam, dlatego poszło dość sprawnie. W Niemczech nie ma czegoś takiego, jak szybkie decyzje urzędowe – wszystko trwa, a biurokracja ma się tutaj naprawdę dobrze!
– Nie załatwisz nic od ręki w urzędzie?
Nie liczyłabym na to. Od założenia firmy, po numer VAT, wnioski o cokolwiek – każdy dokument idzie przez kilka instancji, od biurka do biurka. Pod tym względem Niemcy są anachroniczne i warto mieć to na względzie planując założenie własnej firmy (niem. Gewerbe). Trzeba mieć czas i cierpliwość. Jak otworzyć firmę w Niemczech przeczytasz TU.
– A księgowość?
Moją księgowość prowadzi niemieckie biuro rachunkowe, które akurat jest dobrze zdigitalizowane, choć to w Niemczech nie jest zasadą. Tutaj wciąż wiele dziedzin życia opiera się nowoczesności.
Za to system księgowy nie jest zbyt skomplikowany, dlatego warto znać przepisy, które Cię bezpośrednio dotyczą. Z mojego doświadczenia wiem, że nie zawsze księgowa zadba o wszystko. To znaczy zadba o to, żeby w razie kontroli zgadzały się dokumenty, ale niekoniecznie o to, żebyś Ty jako przedsiębiorca zapłacił jak najmniej podatków.
– A gdzie polecasz szukać takich informacji?
Język nie stanowi dla mnie problemu, dlatego zawsze szukam u źródła, czyli korzystam na przykład ze strony Urzędu Skarbowego (niem. Finanzamt). Nie polecałabym zadawania pytań w grupach na Facebooku, bo nie wiemy nawet, kto na te pytania odpowiada, a informacje jakie tam znajdziemy, często okazują się nierzetelne. Warto pytać kompetentnych osób, posiadających sprawdzoną wiedzę.
– W przypadku problemu z językiem zawsze można posiłkować się tłumaczeniem bezpośrednio w przeglądarce!
Tak, zdecydowanie – to na pewno lepszy pomysł, niż zasięganie języka.
W kwestiach księgowych ważne jest jeszcze prawidłowe fakturowanie. Ja korzystam z eFaktura, bo szukam wciąż sposobów na to, żeby sobie ułatwiać życie i oszczędzać czas. Mam swoją bazę klientów i wystawiam faktury błyskawicznie.
– Agnieszka, a co byś powiedziała sobie samej w styczniu 2020 roku, kiedy zakładałaś firmę? Czego wtedy jeszcze nie wiedziałaś?
Powiedziałabym “Dziewczyno, nauczysz się jeszcze wielu rzeczy!”.
Kiedy zakładasz firmę zmieniasz się w człowieka orkiestrę – musisz błyskawicznie stać się specem z wielu dziedzin, o których wcześniej nie miałaś pojęcia. Szybko nauczyłam się podstaw firmowej administracji, żeby pilnować finansów. Chcąc zatrudnić pracownika stałam się panią od HR. Czasami bywam prawnikiem, a czasami specjalistką od mediów społecznościowych.
W języku niemieckim samozatrudniony to sẹlbstständig, co dosłownie oznacza sẹlbst – sam i ständig – ciągle, czyli sam i ciągle. I faktycznie trochę tak to wygląda. Własna firma to wielkie wyzwanie i odpowiedzialność. Wymaga zaangażowania, ale za to daje nieocenioną satysfakcję.